Gdy zabija się sumienia, zabija się niewinnych

Gdy zabija się sumienia, zabija się niewinnych

aborcjaZ ojcem Ryszardem Stolarczykiem OCD przeorem klasztoru Karmelitów Bosych w Czernej, duszpasterzem katedry lwowskiej p.w. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w latach 1990-1991 oraz parafii pw. Podwyższenia Krzyża Świętego w Kijowie (1991-2004), rozmawia Jan Bereza.

Ojcze Przeorze, w krajach Europy Zachodniej, gdzie do tej pory zabicie dziecka poczętego jest w świetle ustanowionego tam prawa dopuszczalne, coraz więcej ludzi włącza się w działania na rzecz obrony nienarodzonych. Podobne ruchy pro-life działają także na wschodzie Europy, choć ich historia jest znacznie krótsza…

– To prawda że znacznie krótsza, ale też warunki, w jakich one powstawały, były zdecydowanie trudniejsze. Z perspektywy mojej pracy duszpasterskiej mogę podać przykład Ukrainy – dużego kraju o bardzo zróżnicowanej strukturze społecznej, w tym religijnej. Skala zjawiska tzw. przerywania ciąży jest tam nadal bardzo duża, jak podają mass media, rocznie pozbawia się tam życia około 200 tysięcy nienarodzonych dzieci. To tak, jakby co roku dokonywano zgładzenia miasta wielkości Kielc w Polsce czy Łucka albo Stanisławowa na dzisiejszej Ukrainie.

Skąd bierze się ten problem? W dyskusjach o tzw. aborcji część ludzi twierdzi, że jest ona dokonywana z powodu biedy, a Ukraina należy do grupy najbiedniejszych krajów Europy. Jednak inne dane mówią, że w krajach Unii Europejskiej 75 proc. aborcji jest dokonywana w bogatych krajach „starej piętnastki”, więc twierdzenie o materialnym podłożu śmiercionośnego procederu jest bezzasadne. Jak Ojciec wytłumaczyłby ten problem na znanym sobie przykładzie Ukrainy?

– Żeby zrozumieć podłoże i skalę problemu na Ukrainie, a jednocześnie przedstawić bariery, jakie mają tam ruchy obrońców życia poczętego, trzeba trochę poznać ten kraj, społeczność, historię. Mieszkańcy dzisiejszej Ukrainy żyli i wychowywani byli w zupełnie innych warunkach. Szczególnie ci, którzy byli obywatelami Związku Sowieckiego jeszcze przed 1939 rokiem, w okresie budowania molocha komunistycznego, w duchu ateizmu i walki z religią. Krótszy okres komunizmu przeżyli mieszkańcy dawnej II Rzeczpospolitej, ale i tutaj od II wojny światowej skala demoralizacji była ogromna, a dowodem braku szacunku dla życia było chociażby ludobójstwo dokonane na Polakach na Kresach. Patrząc jednak na Ukrainę jako na całość, trzeba trochę odwołać się do historii. Fakt dzisiejszego budowania ruchów na rzecz obrony życia poczętego wynika z obecności kościołów chrześcijańskich na terenach dzisiejszej Ukrainy dużo wcześniej, zanim władzę objęli bolszewicy. To jest właściwie powrót do korzeni, do wiary, tradycji i kultury chrześcijańskiej.

Na ile silny był tam Kościół katolicki przed rewolucją październikową?

– Wierni Kościoła powszechnego, czyli katolickiego, byli tam od wieków. Nawet na daleko wysuniętych rubieżach Syberii są dzisiaj katolicy, w znacznej części Polacy, mieszkający do dziś na Dalekim Wschodzie. Podobnie jest na Ukrainie. Przez wieki Kościół był utożsamiany na tamtym obszarze z narodem polskim. Interesującym przykładem jest chociażby Kijów – stolica państwa ukraińskiego. Tamtejszy uniwersytet miewał w XIX wieku roczniki, gdy studenci-Polacy stanowili nawet 60 proc. ogółu uczących się. Kadra naukowców była przeważnie polska, więc i życie religijne tej społeczności było związane z Kościołem. Uniwersytet Kijowski miał swój kościół katolicki, samo miasto było w sensie kulturowym jeszcze w XIX wieku mocno polskie. Polacy przybywali tam z zachodu i ze wschodu, wracając ze zsyłek na Syberię. Z obecnością naszych rodaków wiązało się życie licznych parafii katolickich na Rusi Kijowskiej.

 

Wywiad w całości został opublikowany na portalu PCh24.pl